kierownik karuzeli kierownik karuzeli
202
BLOG

Jezus i pomarańcze

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 

   Wieczór, a w zasadzie noc. Gwiazdy na niebie. Mróz.  A ja idę z babcią na Jasełkę. Całe  to przedstawienie odbywa się w  kościele Salezjanów, blisko  Wodnego Rynku, w Łodzi.  Ludzi mnóstwo, ale najwięcej dzieci. Szuranie krzesłami,  przekrzykiwania, ale zaraz cała ta ferajna cichnie, bo oto  na scenę wchodzi  Maria i Józef.  Pojawiają się także aniołowie i pasterze.  Ale zanim pojawi się na scenie sali katechetycznej mały Jezusek, rozchodzi się  zapach pomarańczy.         A może są to nawet mandarynki, bo zapach jest słodkawy. Intensywny.

  I tak jest do dziś. Kiedy myślę o Jezusie, zawsze czuje  zapach pomarańczy Słyszę szelest  odwijanych cukierków.  A działo się to wszystko podczas ciemnej nocy komunizmu. Gdzie pomarańcze, a szczególnie, banany, były owocem elitarnym, a  młodzi ludzie, gdy je jedli, z automatu stawali się bananowi. Elitarni. Jednakże zapachu bananów z tamtej nocy nie pamiętam. Wiec może było tak. Że banany jadły dzieci  z domów bogatych, partyjnych.  A pomarańcze jadły dzieci  z rodzin, które chodziły do  kościoła.  Ale może to tylko uproszenie.  Być może tak….  Być może, także  wtedy, na jasełce pojawiły się także banany, ale ja ich nie pamiętam. Nie pamiętam tego zamachu. Tylko te pomarańcze i mandarynki…  

  Te pomarańcze, a także te partyjno - elitarne, banany, przywożono statkami ( a może tylko jednym wielkim statkiem) chyba do Gdyni.  O czym donosiła cala  ówczesna komunistyczna prasa.. Pomarańcze i  banany byłe wiec czymś takim, jak obecnie jest Pendolino. Ludzie stali w  kolejkach za tymi wymarzonymi owocami. I wszyscy zastanawiali się czy przyjadą?  Czy nie przyjadą? Kiedy?  O której godzinie?  I ile będą kosztowały?  A potem dzieci jadły te pomarańcze, i patrzyły jak Bóg rodzi się w Stajence. Takie to było moje dzieciństwo.  I nic tego nie zmieni.  I lepiej niech nikt  tego nie próbuje. Tak,  to własnie powiem…

   Potem przeprowadziłem się do Warszawy. I na lekcje religii chodziłem do Kościoła Zbawiciela. Czyli  tam, gdzie dziś  tkwi ta tęcza - nie tęcza.  Napisałem, że  chodziłem na lekcje religii, ale to tylko pół prawdy.  Raczej uciekałem z religii. Przechodziłem wówczas  okres       „ pirotechniczny” I zamiast wkuwania dekalogu, wolałem mieszać  siarkę i węgiel drzewny. I razem z kumplami próbowałem rozmaitych wybuchowych mikstur.  I teraz, kiedy o tym myślę,  to dochodzę do wniosku, że jednak dobry Bóg o mnie pamiętał.  Bo dalej mam wszystkie palce. Dwie ręce i  dwie nogi.  A także żyje… I pewnie nigdy nie wrócę do okresu „pirotechnicznego”

  A może jednak trzeba o tym sobie przypomniec … Bo  oto dziś, do stajenki przybywają całkowicie inni  mędrcy.  Czasami jest ich trzech,     a czasem tylko jeden, i  nazwa się Martin Schultz.  I  ten mędrzec, podczas debaty telewizyjnej, tuż przed wyborami do UE, powiedział,nie mniej, ni wiecej, że koniecznie chce usunięcia krzyża, oraz  innych symboli religijnych  z miejsc publicznych. Nie wiem jednak. Czy  to usuwanie, zakończy się  podczas tej kadencji. Czy to będzie jakis  proces, rozłożony, powiedzmy – na dziesięciolecia. I kto pójdzie   na pierwszy ogień. Może Polska, jako kraj Katolicki? A może nawet będę to ja?  Bo przecie te moje wspomnienia są naprawdę  katolicko - ludyczne. Obciachowe. Wręcz do wymazania z pamięci…

  A wiec uwaga!  Jeszcze chwila, i  europejska lewica, dobierze się nam, nie tylko do kieszeni  ( co już uczyniła) ale także  do wspomnień.  Bo pewnie zaraz wspomnienia, powinny  być pozbawione treści religijnych.  Nie powinny wprawiać  człowieka w  zakłopotanie. Dysonans.  Nie może człowiek, jedną noga stać na ziemi, bez znaku krzyża, a  druga nogę, trzymac  w chmurach. Człowiek to nie dziwoląg.  Nie jest akrobatą.  I  nie może być  raz  tu, raz  tam.

   I  co nam zaproponują zamiast j asełki?  I co zamiast zapachu pomarańczy? Co  na ten okres przejściowy? Może  spektakl,  który nazwiemy ” Przedstawienie zimowe” a  pomarańcze zamienimy na batonik Marsa.  Engelsa. I pana Schultza.

    Ale mimo wszytsko jestem dobrej myśli. Nie wyrzucimy wspomnień do kosza na śmieci.  W każdym razie  ja  tego nie uczynię.  Na szczęście, nie chodziłem cały czas na lekcję religii. A intensywnie  przeżywałem okres „ pirotechniczny”   

 

 

 

Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości